niedziela, 25 czerwca 2017

Królewska oblubienica cz.1 (Itasaku)


Królewska oblubienica Cz.1. 


Zadowolony przechadzał się po pełnych przepychu komnatach, które należały teraz wyłącznie do niego. On był panem wszystkiego w tym zamku, wszystkiego, co było widać przez jego okna i absolutnie wszystkiego, co określane było jako Kraj Ognia, łącznie z jego mieszkańcami.
     Nie czuł żalu po śmierci swego byłego przełożonego, byłego króla.
Byłego -jak bardzo podobało mu się to słowo w odniesieniu do Madary, który był beznadziejnym władcą. Madary, którego zniszczyli ministrowie. Jeszcze wczoraj do nich należał, a dziś jest już królem. No, może nie królem, ale władcą.
     Prychnął, wspominając Madarę.
     Jeżeli dany człowiek nie miał z czego wypłacić daniny, lub oddać długu, ten darował mu należność, a czasem nawet wspierał z własnej kieszeni.
     Eh… po co mu była władza, skoro z niej nie korzystał?
     Co innego on. O tak, on będzie wykorzystywał wszystkie swoje przywileje, wszystkie prawa, które sam ustanowi!
Roześmiał się głośno i przeczesał palcami czarne włosy.
-Pein!
Po chwili w otwartych drzwiach stanął rudo włosy ubrany w czarną pelerynę, z kataną przytwierdzoną do boku.
-Tak, panie? -skłonił się nisko, a na jego twarzy pojawił się pełen zadowolenia uśmiech.
     Rano otrzymał zadanie polegające na pozbyciu się zwłok Madary, co uczynił z przyjemnością. Wcześniej pomagał -jak siedmioro pozostałych królewskich doradców- wcielić w życie plan mający na celu zgładzenie niegodnego króla.
-Wyślij w kraj heroldów. Niech ogłoszą, że w piątek odbędzie się moja oficjalna koronacja. Na uroczystości ma stawić się co najmniej jedna osoba z rodzin zamieszkujących stolicę i delegacja z każdej innej wioski bądź osady. Jeśliby heroldowie nie chcieli wykonać rozkazów, możesz zagrozić im śmiercią. Jeśli nie uwierzą, zaprezentuj -uśmiechnął się nieprzyjemnie.- W ostateczności postrasz ich tym, że zabijesz ich rodziny. To powinno poskutkować. Idź już -odwrócił się plecami do podwładnego i skierował szybkie kroki do wyjścia z sali.
-Tak jest -Pein skłonił się i wyszedł.
                              ***
Zasiadł za stołem i spokojnie czekał, aż kucharka poda kolację.
     Należy wydać rozpieszczonej służbie nowe instrukcje.
     Do pomieszczenia weszła młoda -na oko po dwudziestce,- malutka brunetka obdarzona głębokim wejrzeniem blado fioletowych oczu.
-Martwiłam się o Waszą Królewską Mość, panie. Jego Królewska Mość nie jadł śniadania ani obiadu. Czy Jego Królewska Mość znowu wyjeżdżał z zamku? -uniosła wzrok z nad trzymanej w dłoniach potrawy.
Na jej twarzy gościł dobrotliwy uśmiech, a w oczach widniała troska. Gdy zobaczyła człowieka siedzącego przy stole jej pana, o mało co nie upuściła srebrnej tacy.
     -Jego Królewska Mość opuścił zamek i raczej do niego nie wróci -wyjaśnił z ironicznym uśmiechem, błąkającym się po wargach.- Podaj kolację, jestem głodny.
Blada z przerażenia kobieta postawiła na stole pieczoną kaczkę.
-Smacznego -skłoniła się lękliwie.
-Przekaż służbie, że od dzisiaj nie życzę sobie niesubordynacji i samowolki. Wszystkie rozkazy mają być spełnione, niezależnie od tego, czy wydam je ja, czy któryś z moich doradców. Zrozumiałaś?
-Hai -znowu się skłoniła i szybko wycofała w stronę drzwi.
-Aha! Przynieś mi wina.
-Hai -zniknęła w ciemności korytarza.
                              ***
Uroczystość była urządzona z przepychem, ale bardzo gustownie. Zgodnie z jego życzeniem, stawiło się kilkanaście tysięcy ludzi.
     -…za Bożym przyzwoleniem koronuję tego oto człowieka na Króla Kraju Ognia -stary, zastraszony biskup włożył ciężką koronę na głowę klęczącego przed nim Itachiego.
Ten natychmiast podniósł się z klęczek, patrząc władczo na zgromadzony lud, który niemrawo skandował jego imię.
-Poddani! Obiecuję, że będziemy żyć w zgodzie i pokoju, jeśli tylko zastosujecie się do rozkazów, które w najbliższych tygodniach ogłoszą wam heroldowie -z trudem powstrzymał szaleńczy śmiech.
                              ***
-Jak to nie chce płacić daniny? -Itachi z całej siły cisnął trzymanym w dłoniach, pustym już talerzem. Naczynie w kontakcie z obitą złotą tapetą ścianą zamieniło się w błyszczące okruchy porcelany.
-Twierdzi, że nie ma pieniędzy -w drzwiach, swobodnie oparty o framugę, stał szarowłosy mężczyzna, ze starannie wymodelowaną cukrem fryzurą.
-Ponieważ?
-Ponieważ musi dać córce stosowne wiano.
-Tak? A za kogóż to wychodzi jego córka?
-Za Uzumakiego Naruto.
-Ach, Uzumaki
, mówisz? Złóżmy więc szczęśliwemu ojcu wizytę.
Hidan przez całą, krótką zresztą podróż, zastanawiał się, co takiego może chodzić po głowie królowi. Nie doszedł do żadnych wniosków, ale nie wróżył potomkowi arystokratycznego rodu Uzumakich rychłego ślubu.
   
Parskanie koni wywabiło z domu gospodarza, niskiego wzrostem mężczyznę w średnim wieku o szarych, nastroszonych włosach i przenikliwym spojrzeniu czarnego oka. Jednego, bo drugie kryła brudna, bawełniana przepaska.
Mężczyzna skłonił się niezdarnie.
-Co sprowadza samego króla do moich skromnych włości?
     Itachi, ilustrując wzrokiem podwórze stwierdził, ze ziemie tego człowieka naprawdę były nędzne, ale nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Pomyślał tylko, że Uzumaki zamierzał się chyba żenić z miłości. Zamierzał, bo tego nie zrobi.
     Usłyszał za sobą niepewne kroki i chlupot wody. Gdy się odwrócił, jasny stał się dla niego powód małżeństwa Naruto Uzumakiego.
     Drobna istota z długimi do pasa różowymi lokami niosła w obu dłoniach ciężkie wiadra. Uniosła głowę i spojrzała wprost na niego wielkimi, szmaragdowymi oczami, a jej bladoróżowe wargi odrobinę się rozchyliły.
     W momencie, kiedy dostrzegła wbite w nią, przenikliwe spojrzenie czarnych tęczówek, spuściła oczy i zarumieniła się z zakłopotania.
     Odprowadził ja wzrokiem aż do drzwi chaty, zmieniając nieco plany. Potem przeniósł wzrok na gospodarza.
-A więc nie możesz płacić daniny, ponieważ brakuje ci pieniędzy na wiano dla córki?
-Tak, panie.
-Nie musisz się już o to martwić. Twoja córka nie potrzebuje już posagu. Jeśli chce, może zabrać kilka rzeczy, ale w pałacu nawet to nie będzie jej potrzebne.
-Będzie miała wszystko, czego potrzebuje i wiele więcej. Czy to nie lepsze nawet od dworu, w którym mieszkają Uzumaki?
-Nie wiem… Nie wiem co powiedzieć, spotkał nas tak wielki zaszczyt ze strony Waszej Królewskiej Mości… Ale moja Sakurcia nie zna dworskich manier i nie potrafi zachować się w towarzystwie…
-Na to znajdziemy radę -mruknął brunet, zniecierpliwiony zawoalowanymi próbami odmowy ze strony chłopa.
-Oczywiście, Wasza Królewska Mość… Sakura szybko się uczy, na pewno spełni wymagania… -mężczyzna najwyraźniej zauważył groźny błysk w jego oczach i się poddał.
-O tak, na pewno spełni -czarnowłosy skierował lubieżne spojrzenie do wnętrza domu widocznego przez otwarte drzwi.- Hidan, odstąpisz konia pannie Sakurze. Przyślę kogoś z drugim dla ciebie.
-Tak jest -siwowłosy zeskoczył z wierzchowca.
-Idź po córkę -ponaglił przestraszonego mężczyznę.
-Tak, panie -gdy wszedł do chaty, jego córka właśnie wyszła z głównej izby.
Zamienił kilka słów ze swoją przerażoną kobietą i wrócił na podwórze.
     -Racz wybaczyć, panie. Sakura poszła przebrać się w coś, co nie sprowadzi tak wielkiej hańby, na Jego Królewską Wysokość… Oczywiście, nie dysponujemy ubraniami godnymi Jego Królewskiej Mości, ale pomimo wszystko…
     Nie słuchał dalej służalczej paplaniny tego mężczyzny. Wolał wyobrażać sobie Sakurę bez ubrań, nieważne, czy były godne Królewskiego Majestatu, czy nie.
     Kobieta wyszła z domu. Miała na sobie spraną, zieloną suknię i białą chustę zasłaniającą jej włosy.
Ukłoniła się lękliwie, miała łzy w oczach, gdy spojrzała na matkę. Hidan skłonił się dwornie i pomógł jej dosiąść konia. Siedziała po damsku, a przykrótka spódnica podwinęła się do połowy łydek.
     Widząc to, dziewczyna spąsowiała.
Siwowłosy klepnął konia w zad i ruszyli. Sakura siedziała cicho, a i on nie potrzebował zaczynać rozmowy. Nie teraz…
     Wszedł do wykładanego marmurem holu i klasnął w dłonie. Za nim szła Sakura.
Po kilku chwilach pojawiły się dwie młode służące.
-Tak, panie -skłoniły się nisko.
-Uporządkujcie komnatę która należała do królowej. Natychmisat.
-Hai.
-Przekażcie kucharkom, że mają przygotować wystawną kolację dla dwojga i zawsze już gotować dla dwóch osób.
-Hai -gnąc się w ukłonach zginęły za ścianą.
     Poprowadził zielonooką dalej, do wystawnego salonu.
-Posiedź tu chwilę, ja załatwię kilka spraw. Do tego czasu obiad powinien być gotowy.
-Hai.
Patrzył na nią jeszcze chwilę. Była osobą tak drobną, że wystawne suknie byłej królowej, która dwa lata temu umarła na chorobę płuc, nie będą na nią pasować, szczególnie w piersiach. Blondwłosa wybranka zmarłego władcy była szczodrze obdarzona przez naturę.
     To nic, każe służącym przerobić te stroje, a w najbliższym czasie najmie kilka szwaczek…
     Wyszedł z pomieszczenia, a jego purpurowa peleryna wywołała podmuch wiatru, który delikatnie poruszył różowymi puklami kobiety.
                             ***
     Jak on mógł… Jak on mógł ją porwać? Był królem, owszem, ale to nie upoważniało go do traktowania ludzi przedmiotowo. Nie kochała Naruto, ale wiedziała, że głupotą z jej strony byłoby odmówić, gdy przyjechał, aby prosić ją o rękę. Po pierwsze, urażenie Uzumakiego nie leżało w interesie jej ubogiej rodziny, a po drugie – odmawiając, na własne życzenie pozbawiłaby się życia w luksusie.
     Co do luksusu, pałac królewski był okazalszy od rezydencji jej byłego narzeczonego -byłego, była bowiem pewna, że król postarał się o rozwiązanie tej umowy. Chociaż… Jakie plany mógł mieć względem jej osoby?- ale główną rolę grała tutaj jej urażona duma. W sytuacji z Naruto Uzumakim to ona mogła urazić jego dumę, odmawiając. Jak niby wyglądałoby w oczach ludu to, że chłopska córka odmówiła arystokracie? Tutaj natomiast… Ten mężczyzna wjechał sobie na koniu na podwórze jej domu i ogłosił, ze zabiera ją do pałacu. Oczywiście nie pytając jej o zgodę. Męski szowinista.
                           ***
      Korytarz kończył się wejściem do kuchni, ukrytym za gobelinem. Minąwszy wielki piec i wystraszone kucharki wszedł do pomieszczenia, w którym gromadziły się służące.
-W salonie siedzi kobieta, z której macie wziąć miarę i przerobić suknie Tsunade tak, żeby na nią pasowały. Do jutra mają być gotowe.
-Hai! -wszystkie wyszły.
     -Panie -jedna z kucharek skłoniła się.- Jego Królewska Mość wraz ze swoim gościem może już zasiadać do stołu. Za chwilę podamy kolację.
Skinął głową od niechcenia i skierował się do swoich komnat, aby trochę się oporządzić. Należy zrobić dobre pierwsze wrażenie, prawda…?
     Trzy służące w starych, spranych sukniach weszły do pomieszczenia i pokłoniły się, nie patrząc jej w oczy.
-Czy panienka raczy wstać? Pan kazał nam wziąć miarę z panienki.
-Oczywiście -zdziwiona Sakura wstała i pozwoliła się zmierzyć. Czuła się nieprzyjemnie, gdy te kobiety się kłaniały.
-Dziękujemy -wyszły tyłem, jak przed królową.
-Witam piękną panią -w drzwiach stanął król w całej swojej okazałości. Emanowała z niego mroczna władza i potęga. Tego wrażenia nie rozmył nawet uśmiech, jakim ją obdarzył.
Skłoniła się.
Podał jej ramię, więc niezdarnie objęła je ręką.
     Sala jadalna była okazała, ale utrzymywana w dobrym guście, przynajmniej zdaniem Sakury, ale ona nie miała zbytniego doświadczenia w tych sprawach.
     Król odsunął jej krzesło po swojej prawej ręce.
Nieśmiało usiadła i złożyła dłonie na podołku.
-I jak, Sakuro? Podoba ci się w pałacu?
Spuściła wzrok.
-Tak, Wasza Królewska Mość. Tu jest bardzo ładnie.
-To dobrze, że ci się podoba -delikatnie ujął jej dłoń.
Zarumieniła się.
     Do pomieszczenia weszły trzy służące niosące półmiski oraz kielichy. Za nimi podążała malutka kucharka z dzbanem wina w dłoni.
-Życzę smacznego.
-Dziękuję -wymamrotała Sakura.
Kobiety spojrzały na nią zdziwione.
     Zmieszana patrzyła na sztućce przy talerzu. W jej domu nigdy nie jadło się inaczej, jak wprost z talerza lub łyżką, nie potrafiła się tym obsłużyć. Oblała się rumieńcem.
-Nie krępuj się, jedz -rudy z zachowaniem największych manier kroił nożem mięso na małe kawałeczki, które później nadziewał na widelec.
-Wasza Królewska Mość raczy wybaczyć… Nie umiem obsłużyć się sztućcami.
-To nic, jedz -uśmiechnął się.- Jeżeli chcesz, mogę poprosić którąś z dam dworu, aby Cię nauczyła, co ty na to?
-Jeżeli nie byłoby to kłopotem dla Jego Królewskiej Mości, to z przyjemnością będę pobierać lekcje etykiety.
-Dobrze, zajmę się tym po kolacji, a teraz jedz, nie mogę pozwolić, aby nowy mieszkaniec mojego pałacu chodził głodny.
Sakura starała się w miarę swoich możliwości używać sztućców i już cieszyła się na jutrzejszą lekcję.
                        ***
     Pokój, do którego zaprowadziła ją służąca, był mały, ale kobieta wyjaśniła, że „apartamenty królowej” obejmują jeszcze kilka komnat i altanę.
     Kremowe ściany, biały, zdobionymi drewnianymi wstawkami sufit, podłoga wyłożona gładzonymi deskami w kolorze miodu, najwięcej miejsca zajmowało olbrzymie łóżko z baldachimem, oprócz tego toaletka i szafa z wieszakiem na suknie… Było pięknie.
     Podziwianie pokoju przerwało jej pukanie do drzwi.
-Proszę.
Weszły trzy służące. Dwie niosły miednice z wodą, a trzecia naręcze ciuchów.
-Panienka raczy wybaczyć, przyniosłyśmy wodę do mycia.
Postawiły miednicę na ziemi i wyszły, kłaniając się nisko.
Trzecia z kobiet położyła ubrania na łóżku ubrania i zaczęła rozbierać Sakurę.
-Co ty robisz? -różowowłosa cofnęła się o krok, co wcale nie zraziło służącej, która kontynuowała zaczętą czynność.
-Muszę panienkę umyć -wyjaśniła.
-Mogę sama to zrobić.
-Pomogę -skwitowała, ściągając z niej suknię.
Sakura postanowiła już nie protestować. Widocznie tak było w pałacu ustalone.
     -Jesteś damą dworu? -spytała zielonooka, gdy szatynka wycierała delikatnym ręcznikiem jej mokre włosy.
-Tak, pani -odruchowo włożyła za ucho kosmyki, które wysunęły się z koczków.
-I ty będziesz mnie jutro uczyć?
-Nic mi o tym nie wiadomo, ale zostałam przez króla mianowana twoją osobistą damą dworu i zawsze będę pod ręką, tak jak kilka służących.
Sakura zaczynała już marznąć, więc ucieszyła się, gdy Tenten -kobieta zdążyła się przedstawić- wzięła z łóżka białą, koronkową koszulę.
-Niech to panienka ubierze, to do spania.
Ubrała ją chętnie i natychmiast położyła się spać.
Tenten jeszcze przez chwilę przestawiała coś w pokoju, potem otworzyła i po chwili zamknęła szafę, później zawołała służące, aby zabrały miednicę z wodą, a na koniec wyszła, życząc jej dobrej nocy.
Sakura zasnęła.
                     ***
Rano obudziła się wyspana i rześka. Wczorajsza kąpiel dobrze jej zrobiła.
     Przeciągnęła się rozkosznie i z radością uświadomiła sobie, że nie musi jeszcze wstawać. Odwróciła się na drugi bok. Na łóżku siedział Itachi.
-C-co Wasza Królewska Mość tutaj robi? -wyjąkała zmieszana, rumieniąc się i podciągając puchową kołdrę pod brodę.
-Przyszedłem zobaczyć, czy już wstałaś, Sakuro -pochylił się i pocałował ją w usta.
Szarpnęła się.
-Co ty robisz?! Jak śmiesz…!
-Po prostu -wyjaśnił nie zrażony.- Należysz do mnie, jak wszystko w tym zamku. Jesteś moja, więc mogę z tobą zrobić, co tylko zechcę.
Wsunął dłoń pod okrycie i dotknął jej płaskiego brzucha. Koszula podwinęła jej się aż pod biust i reszta jej ciała nie była niczym okryta.
Nowe, przyjemne doznanie zamieszało jej w głowie.
Zsuwał dłoń coraz niżej, świadomy tego, co wywołało na jej twarzy wyraz uniesienia. Dotknął palcami najintymniejszej części ciała kobiety.
Jej oczy odzyskały przytomny blask.
-Nie dotykaj mnie!
Odsunęła się tak gwałtownie, że o mało co nie spadła z łóżka.
Położył się obok, śmiało obejmując ją ręką.
-Było ci przyjemnie, prawda? -przez materiał głaskał drobne piersi drżącej dziewczyny.
Hmm… Kilka tygodni i nabierze ciała.
-Nie! Puszczaj! -odepchnęła go, na co on tylko kpiąco się uśmiechnął.
-Według życzenia, panienko -ukłonił się do samej ziemi i wyszedł.
     Natychmiast pojawiła się przy niej dama dworu.
-Niech panienka raczy wstać, niedługo kucharki podadzą śniadanie -wydawała się nie zauważać, w jakim stanie jest Sakura. Widać władca potrafił jednym spojrzeniem zmusić do milczenia wszystkich mieszkańców pałacu.
Niechętnie wstała i obmyła twarz w miseczce wody, którą przyniosły służące.
Tenten wyciągnęła z szafy prześliczną, czerwoną suknię i pomogła jej ją ubrać.
     Suknia była uszyta z lśniącego, miękkiego materiału, a jej krój subtelnie eksponował wdzięki różowowłosej kobiety. Szczupła talia była doskonale opięta, ciemniejszy stanik podkreślał biust. Dół sukni był morzem marszczonego materiału, upiętego na kibici wielką kokardą.
-Wygląda panienka prześlicznie -skomentowała brązowooka, gdy uporała się z rzędem małych, purpurowych guziczków na plecach.- Teraz odprowadzę panienkę na śniadanie, Jego Królewska Mość na pewno się niecierpliwi.
Sakura spuściła wzrok. Nie chciała towarzyszyć Królowi w posiłku, ale ten wyraźnie dał jej do zrozumienia, że nie ma nic do powiedzenia w tym zamku.
     Wczoraj nauczyła się przynajmniej, jak trzymać sztućce, więc nie była już tak bardzo skrępowana. A raczej nie byłaby skrępowana, gdyby tuż obok nie siedział rudowłosy mężczyzna.
-Jakaś smutna jesteś, Sakuro. Dobrze spałaś?
Spojrzała na niego oburzona.
Uśmiechał się niewinnie, z troską. Widocznie postanowił udawać, że nic się nie stało.
Westchnęła cichutko, aby nie usłyszał.
-Tak, Wasza Królewska Mość. Spałam bardzo dobrze.
-Cieszę się -obdarzył ją promiennym uśmiechem.- Co do twoich lekcji etykiety, to możesz zacząć już po śniadaniu.
-Dziękuję, Wasza Królewska Mość. Jestem niezmiernie wdzięczna.
Król pochylił się nad stołem i wyszeptał wprost w jej ucho:
-Pięknie wyglądasz, pani.
Jego ciepły oddech poruszył upiętymi lokami, które połaskotały ją w kark. Zadrżała.
-Dziękuję.
     Śniadanie minęło w raczej przyjemnej atmosferze, tak samo jak obiad i kolacja. Między posiłkami jedna z dam dworu, które mieszkały w pałacu jeszcze za życia Królowej Tsunade, -Shizune- udzielała jej rad i pokazywała, jak należy zachowywać się w obecności króla.
     Na obiedzie Itachi pochwalił jej postępy we władaniu sztućcami, a także dworny ukłon, jakim go obdarzyła wchodząc do komnaty. Wieczorem powtórzył się rytuał z myciem. Nie zostały umyte tylko jej długie włosy. Tenten wyjaśniła, że to z oszczędności wody i pachnących olejków, których używano, aby włosy były błyszczące i dały się łatwiej rozczesać.
     Sakura położyła się w wygodnym łożu zmęczona, ale szczęśliwa. Robiła postępy w nauce etykiety i Shizune bardzo ja chwaliła.
Szybko zasnęła.
                      ***

Obudził ją smakowity zapach. Jeszcze zanim się odwróciła, wyczuła, że ktoś siedzi obok. Zapach perfum był nie do pomylenia.
Odwróciła się ostrożnie, poprawiając podwiniętą koszulę.
-Przyniosłem ci coś do jedzenia -Pein uśmiechał się ciepło wskazując tacę stojącą na stoliku obok łóżka.
Była po brzegi wypełniona owocami, których zapach obudził zielonooką.
Wyjął z półmiska połówkę śliwki i włożył kobiecie do ust.
Śliwka była słodka i soczysta. Połknęła ją, a król natychmiast uraczył ją kwaskowatym owocem, którego nigdy nie jadła.
-Pomarańcz -objaśnił.
Rozparł się wygodnie na białym łożu, obok pięknej kobietki. Niesamowicie go pociągała.
Wziął srebrne naczynie ze stołu i położył sobie na kolanach. Jedną ręką obejmował Sakurę, a drugą ją karmił.
Podał jej cząstkę pomarańczy. Nieśmiało wzięła ja i drżącą dłonią włożyła mu do ust.
Uśmiechnął się, mimo, że owoc był kwaśny. Odstawił miseczkę i delikatnie położył na wpół siedzącą kobietę.
     Całował ją po szyi, a dłonie same zawędrowały pod jej jedwabną koszulę.
     Złapała go za nadgarstki.
-Nie, błagam, panie…
Nie zwracał najmniejszej uwagi na jej protesty, wodząc ręką po jej piersiach.
     Gdy zjechał dłonią na jej brzuch, zacisnęła uda.
Zirytowany przyciągną ją do siebie.
-Puszczaj!
-Nie. Bo widzisz, mam taki kaprys, aby cię trzymać.
-Nie masz prawa! -szarpnęła się, choć wiedziała, że nie ma szans się wyrwać. Był dużo silniejszy.
-Niby do czego nie mam prawa? -jednym ruchem przywarł ją do łóżka, siadając na niej okrakiem.- Sądziłem, że zrozumiałaś to, co ci wczoraj powiedziałem, pani -jego głos przesycony był fałszywą sympatią i szacunkiem.
-Zrozumiałam, panie -wysyczała, patrząc na niego wściekle.
-Chyba jednak nie wszystko. Więc powtórzę: wszystko w tym zamku i poza nim, łącznie z tobą i twoją rodziną, należy do mnie i mogę zrobić z tym to, na co mam ochotę.
-Nie waż się tknąć moich bliskich!
-Tak? A czym mi zagrozisz?
-Ja… -dobrze wiedziała, że jej pragnie i postanowiła to wykorzystać.- Zabiję się!
-Hmm… -pochylił się, wtykając nos w jej włosy., cały czas przyciskał nadgarstki różowowłosej do poduszki, a teraz jedną z jej rąk przełożył na drugą stronę, aby mieć wolną rękę.- To faktycznie byłaby strata -dłonią sięgnął do jej kobiecości. Jęknęła.- Ale naprawdę myślisz, że nie znalazłbym drugiej, równie pięknej kobiety?
Zwątpiła w swoje argumenty, ale tylko na chwilę.
-Tak, właśnie tak myślę.
-Temperament godny królowej Tsunade -uśmiechnął się lubieżnie.- Nigdy jej nie lubiłem. Przykro mi to mówić, Sakuro, ale twoje maniery pozostawiają wiele do życzenia, a ja wiem, jak radzić sobie z krnąbrnymi poddanymi.
Wstał i wyszedł bez słowa, pozostawiając jej ciało dziwnie drżącym i miękkim.
Służąca przebrała ją w jej starą, zieloną suknię i zawiązała na włosach przyszarzałą chustę, po czym, wystraszona, opuściła pokój.
     Gdy jej kroki ucichły na korytarzu do komnaty wszedł wysoki mężczyzna w czarnej szacie. Miał on oczy tak fioletowe tęczówki, a czarne włosy były zebrane na karku rzemykiem.
-Król kazał mi zabrać cię do lochu.
Ach, więc to tak „radzi sobie z krnąbrnymi poddanymi”? No cóż, kilka dni o chlebie i wodzie raczej jej nie złamie.
Wyszła posłusznie za rudym.
     Weszli na dziedziniec i skierowali się do ziejących czernią drzwi, za którymi widać było prowadzące w dół schody. Za nimi był długi korytarz skąpany w migoczącym świetle pochodni i jeszcze jedne schody. Zatrzymali się przy nich. Na prawo było malutkie pomieszczenie oświetlone światłem z wykutego tuz przy suficie okna. Nad kamiennym stołem stał niewysoki mężczyzna -a może chłopiec?- o płomiennie czerwonych włosach.
-Witaj, Sasori -brunet wszedł do celi.
-O, witaj, Pein -odwrócił się i Sakura zobaczyła jego wielkie, brązowe oczy. -To ona?
-Tak. Więc przekazano ci już instrukcje?
-Oczywiście. Chwilę temu była tu Konan -uśmiechnął się bezwiednie.
Fioletowooki skinął na nią. Podeszła.
Rudy wyją maleńkie, podłużne, szklane naczynko z zaokrąglonym dnem i wylał jego zawartość do prawie płaskiego talerza. Następnie z pod stołu wyjął wielkiego, białego szczura.
Dziewczyna wzdrygnęła się z obrzydzeniem.
Postawił szczura na stole, obok talerza, a ten natychmiast zaczął pić. Po chwili brązowooki zabrał talerz. Resztę płynu rozlał po podłodze.
Sakura obserwowała białego szczura. Zrobił on kilka kroków, zatoczył się i upadł.
Pein dźgnął go palcem. Nie poruszył się.
-To lepsze niż kot, prawda? -zachichotał rudy, odrzucając ścierwo w kąt.
-Widzę, że trucizny wychodzą ci lepiej, niż lekarstwa. Chodźmy, panienko.
Sakura, schodząc po kolejnych schodach, nie potrafiła się skupić na niczym innym, niż na jawnej groźbie, którą przekazał jej król.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz